poniedziałek, 23 grudnia 2013

Długo mam a was czekać ?

Rano Jakob wypił kawę na śniadanie i czekał nerwowo aż zjemy. Szef zostawił budowę na jego głowie a sam gdzieś pojechał by pojawić się dopiero za kilka dni w nowym miejscu. Cała ekipa po wczorajszym sukcesie głodna była kolejnych. Postawimy tę budę w 4 dni oznajmił Jakob w drodze na budowę, Ja miałem z Krzyśkiem położyć płyty gipsowe na całym parterze a Jakob z Mariuszem mieli położyć dachówki.do roboty zabraliśmy się sprawnie  Tymczasem na budowę zajechał samochód z dachówkami.
- Ani niech nie myśli, że zostawi  to na placu - syknął Jakob gdy zauważył , że kierowca wyszedł z kabiny szukać płaskiego miejsca na palety z dachówkami - te dachówki są nam potrzebne na dachu , proszę je tam wyładować. - krzyczał po niemiecki przekrzykując warkot silnika.

Kierowca kiwną głową i zabrał się do ustawiania samochodu tak by dźwigiem wyładowczym HDS znaleźć się jak najbliżej dachu. Po godzinie kręcenia , podjeżdżania  i manewrowania dalej znajdował się w punkcie wyjścia. Auto było po prostu za długie i można było co najwyżej zamówić inny dźwig, żeby podał materiały z placu na dach lub podać dachówki ręcznie.

- Musisz załatwić nam ten dźwig- tłumaczył szefowi Jakob przez telefon inaczej -nie zdążymy położyć dachu.
Wkrótce pojawił się drugi dźwig i Jakob zażądał przerwania wszelkich prac i  pomocy przy wyładunku.
W tym momencie plan szybkiej budowy spalił na panewce.

sobota, 14 września 2013

Pizza po niemiecku

Podczas gdy reszta załogi  ,,robiła się na bóstwo'' Jakob popijał wino.
- Ja bardzo lubię wino-  powiedział, gdy ktoś zapytał czemu raczy się winkiem zamiast szykować się do wyjścia. W końcu włożył biały podkoszulek i bez zbędnych ceregieli wyszedł na ulicę, gdzie wszyscy już na niego czekali.

W pizzerni Gerhard siedział przy stoliku i szperał w laptopie. Gdy zauważył nas zamknął laptopa, a my usieliśmy do stolika.
- Co chcecie zjeść ? - spytał po niemiecku.
- To jest pizzeria - powiedział Marek - to pizzę z piwem. Podszedł kelner i zaczął notować zamówienie. Każdy wybrał inną pizze i zgodziliśmy się wymienić porcjami tak aby każdy mógł spróbować wszystkich rodzajów.Gerhard zamówił Szpecle (takie kluski lane) z mięsną roladą i czerwoną kapustą. Po czym zaczął przemówienie.
- On mówi że jest zadowolony z naszej pracy - tłumaczył z zapałem Jakob- następna budowa będzie w Berlinie i jak macie pytania to na nie odpowie.
- spytaj go kiedy zobaczymy pieniądze - zapytał Krzysiek
Gerhard spojrzał na Jakoba w oczekiwaniu na tłumaczenie na niemiecki ,tymczasem odpowiedzi na nasze pytania zaczął udzielać sam Jakob.
- Dostaniesz kasę jak będziesz miał rachunek.
- Dlaczego pracujemy tak długo bez przerwy na śniadanie ? - dopytywał Marek
Odpowiedź znowu padła z ust Jakoba - słuchajcie zrobimy sobie kiedy będziemy chcieli powiedzmy o 9.00 pół godziny.

Kelner przyniósł pierwszą pizze a Jakob przyssał się do piwa. Po czym dalej udzielał kolejnych odpowiedzi na pytania.W końcu Gerhar zapytał  o czym jest rozmowa
- Das ist kein Thema , nur dumlich Fragen- wyjaśnił Jakob. Po czym wdał się w dłuższą rozmowę z Gerhardem. My tymczasem testowaliśmy kolejne wersje pizzy, pojawiały się na naszym stole .Właściwie smakowały tak samo , choć trzeba przyznać że całkiem nieźle. Tymczasem Jakub zawzięcie coś tłumaczył Gerhardowi , który z coraz większym trudem przysłuchiwał się wywodowi.
- Jakob - w końcu powiedział Krzysiek-  on kompletnie Ciebie nie rozumie ! Spiłeś się i bełkoczesz .
- Ja wsiaane ne kocze.- oburzył się Jakob.

Wkrótce wstaliśmy i zbieraliśmy się do wyjścia gdy spostrzegliśmy ze Jakob wcale się nie podniósł z krzesła. Wzięliśmy go pod pachy i jak kukiełkę pokierowaliśmy do pensjonatu.




sobota, 30 marca 2013

Niemcy nie są wyjątkowo rzetelni.

W Polsce panują mity na temat mieszkańców Republiki Federalnej   Niemiec. Banały typu dokładność, rzetelność i jakość są bezrefleksyjnie powielane przez media. Tymczasem fakty są nieco inne.  W prawdzie Niemcy nie ukradną ci samochodu, ale potrafią wykorzystać przewagę językowa i wprowadzić w błąd choćby podczas podpisywania prozaicznej umowy na internet. Naprawdę niemiecka rzetelność wychodzi gdy wzajemne kontakty wykraczają nieco poza zwyczajowe hallo. Niemcy to zwykli ludzie i wśród nich zdarzają się osoby skłonne do  nadużyć.

Warto zdać sobie sprawę także z tego, że populacja mieszkańców Republiki Federalnej jest zróżnicowana kulturowo. Duże ilości imigrantów wnoszą do tego państwa własne zwyczaje i normy kulturowe , które przekładają się na postrzeganie Niemców jako społeczeństwa.

Stereotyp o wyjątkowej rzetelności Niemców jest stary jak świat, i ma z prawdą tyle wspólnego co niemiecki mówiący o tym że wszyscy Polacy to złodzieje.

Oto kilka przygód, które przeżyłem osobiście w kontaktach z naturalnymi Niemcami.

1.) W pensjonacie, w którym nocowałem dłuższy czas były uszkodzone drzwi. Nie sposób było tego nie zauważyć, gdyż dziura znajdująca się u dołu drzwi była dobrze widoczna podczas wchodzenia na strych gdzie  znajdował się mój pokój. Jednak po tygodniowym pobycie właściciel pensjonatu postanowił znaleźć sponsora wymiany drzwi. Zażądał odszkodowania za ,, poczynione'' szkody. Tylko znajomość świadka , który potwierdził moją wersję   uchroniła mnie przed nieuzasadnionym roszczeniem.


Czytaj dalej

wtorek, 5 marca 2013

Wiecha po niemiecku

Tym razem szef był bardzo zadowolony bo już o szesnastej dźwig mógł opuścić plac budowy, a na kalenicy pojawiła się wiecha. Symbol wieńca jest Niemcom dobrze znany i sprawił, że na placu budowy pojawił się grill z kiełbaskami i piwo.
- Bierzcie tę biała kiełbasę, ta czerwona jest chyba z trocin - poinstruował Jakob po czym spytał gospodarza o pochodzenie wędlin.
- Die weiße wurst ist aus dem Schweinefleisch , und die rote ist aus dem Rindfleisch. - Odpowiedział Pan Memel. Tym razem Jakob nie miał okazji zabłysnąć swoją wiedza językową, gdyż brat właściciela w nadwyraz dobrym humorze przetłumaczył nam znaczenie słów przedmówcy.
- Muuuu - powiedział pokazując palcem na czerwoną kiełbasę, po czym wskazał białą kiełbasę i powiedział - Chrum ,chrum ..... kłi kłi
- Jak nie przestanie sobie robić z nas żartów to mu chyba w mordę dam - oburzył się Marek
- Tylko nie rób scen... to dopiero była by afera !- Uspokajał Krzysiek - Niech się śmieje a my go skasujemy.
- Wyobrażam sobie wiadomości w dzienniku :  Polska ekipa budowlana pobiła właściciela budowy ! - he he... - wszystkim zrobiło się weselej.
- Nasz wielki sukces zmontowaliśmy budę w półtora dnia - Cieszył się Marek
- Dalibyśmy radę szybciej tylko trzeci tir utknął wczoraj w korku i dojechał dopiero dzisiaj rano - przechwalał się Jakob.
Oszczędności na kosztach wynajmu dźwigu wprawiły Gerharda w tak dobry humor, że zaprosił nas na pizze.
Wcześniej niż zwykle skończyliśmy robotę , pojechaliśmy do pensjonatu i wszyscy zaczęli biegać po pokojach żeby się sprawnie umyć i przebrać w cywilne ubrania.



poniedziałek, 25 lutego 2013

Duża brecha

W drodze na piętro naszej budowy Marek przypomniał mi o brakującej pieczątce.
- Jak potrzebujesz te formularze na fakturę to mam je w pokoju. Ja już rachunek wystawiłem.
- Dzięki ! -odpowiedziałem- Cholera zapomniałem zadzwonić wczoraj o domu żeby podać adres na jaki mają mi wysłać pieczątkę  ...
- Lepiej wyślij esemesa to może szybciej odczytają.- poradził Marek
- Dobry pomysł , wczoraj w tym hałasie nie umiałem się dogadać przez telefon.
Poszedłem na koniec budynku, żeby w spokoju wystukać adres i zadzwonić do domu.  Tymczasem na budowie pojawił się Gerhard i także pomagał przy montażu. Montaż piętra przebiegał zgodnie z planem. uszczelka, ściana tylna, boczna,działowa ,druga działowa. W pewnym momencie trzeba było ustawić ściany bo podczas montażu uciekły nieco z winkla. Jakob zauważył, że  Krzysiek właśnie zlazł  naczepy i poszedł po wodę, postanowił więc go wykorzystać.

- Krzysiek rzuć tu brechę na piętro !
- Którą ?
- Tą dużą czerwoną długą na metr pięćdziesiąt.

Całe piętro było już przykryte płytami stropowymi więc wrzucenie brechy na piętro było proste .Tylko w miejscu klatki schodowej nie było stropu bo miały tam stanąć schody. Przypadkiem Krzysiek właśnie to miejsce wybrał aby wrzucić ogromny łom na piętro.Pchnięty z duża siłą ciężki Łom poszybował niczym oszczep ponad ścianą parteru i zamiast wylądować na podłodze pierwszego piętra pofrunął dalej na parter mijając głowę Gerharda , który właśnie wszedł do pomieszczenia. Gerhardowi słabo się zrobiło i gdy zdał sobie sprawę jak blisko było od poważnego wypadku. Wyszedł z pomieszczenia i bez słowa siadł na płytach gipsowych .

- Co ty kutwa robisz !! - wrzasnął Jakob - przecież mogłeś go zabić.
- Sam kazałeś mi wrzucić łom na piętro ! - bronił się Krzysiek - nie wiedziałem, że tam nie ma podłogi !
Krzysiek podszedł do szefa.
Entschuldigung , entschuldigung , entschuldigung  - powtarzał jak mantrę żeby wyrazić że nie planował zamachu na życie szefa. Ten gdy w końcu wstał, włożył swój kask i już się z nim nie rozstawał.




czwartek, 21 lutego 2013

Dieta Jakoba

Śniadanie rozpoczęło się o piątej trzydzieści. Dla właściciela pensjonatu była to pora stanowczo za wczesna. Co chwila ziewał gdy przynosił wędliny, żółty ser,bułki, masło, dżem,  herbatę i kawę. Jakob zjadł bułeczkę popił kawą i stanął w drzwiach czekając na nas nerwowo. W pośpiechu skończyliśmy jeść i udaliśmy się do pokojów po torby ze śniadaniem do pracy.
- Widziałeś coś takiego ?- spytał w pokoju Krzysiek gdy szykowaliśmy się do wyjścia - Zjadł jedną bułeczkę cały dzień zapiepszania, a Jakob je jedną bułkę !
- Drugą zje w robocie - powiedziałem
- I co , 13 godzin na 2 bułkach i kawie dałbyś radę ? - dociekał
- Nie wiem - wsadziłem klucz do zamka i zamknąłem drzwi- Może Jakob jest na diecie.

Szybkim krokiem dotarliśmy do białego busa , gdzie Jakob z kwaśną miną przywitał nas gorąco.
- Panienki to długo jeszcze będą się stroić ?
- Czego chcesz ? Mamy jeszcze pół godziny i zdążymy z palcem w nosie - odparłem.
- Wsiadać nie gadać - uciął Jakob.
Aby kolejny raz nie zgubić trasy, wszyscy pojechaliśmy busem Gerharda. Bus miał 3 miejsca, więc Krzysiek pojechał w budzie z tyłu siedząc na papie.

Jakob prowadził samochód komentując co chwilę sytuację na drodze.
-Widziałeś tam po prawej na parkingu ? Polaczki. Pełno ich tutaj. Pracuję tu już dwadzieścia lat i nigdy ich tu tyle nie było.
- Dziwisz się -Wtrącił Marek-  przecież można już legalnie pracować w Niemczech.

W radiu niemieckie przeboje przerywane były wiadomościami , to znowu leciała muzyka. Położyłem wygodnie głowę i usnąłem. Już po chwili dojechaliśmy na miejsce. Ogromne L.K.W-e stało już na drodze koło placu budowy czekając na rozładunek.

Wypad  strzelcy ! - wrzasnął Jakob - do roboty.

czwartek, 14 lutego 2013

Po pracy

Tym razem robota posuwała się sprawniej, każdy wiedział co robić nie trzeba było czekać, aż szef przypomni sobie co tak właściwie mamy robić. Budynek też był prosty bez ganków i innych udziwnień. Aby jak najszybciej zwolnić dźwig znowu pracowaliśmy do późna.  W drodze powrotnej biały transporter gdzieś się zapodział.

- I gdzie teraz ? - spytał Krzysiek - gdy dojechaliśmy do ronda.
- To miasteczko mijaliśmy po drodze, pamiętam tu w lewo. - przypominałem z coraz większym trudem drogę powrotną.
- A teraz ? - Spytał na kolejny skrzyżowaniu.
- Chyba prosto...

Zrobiło się ciemno i okazało się, że zupełnie zgubiliśmy drogę.
- Gdzie ja kurna jestem ? Gdzieś ty mnie wywiózł ? - zaczął panikować Krzysiek
- Spokojnie, zatrzymaj się koło tej knajpy, zaraz spytam o drogę. - Uspakajałem.

Wszedłem do  tureckiej restauracji , podszedłem do barmana i powiedziałem mu po niemiecku, że szukam drogi do Stockheim. W odpowiedzi usłyszałem nie zrozumiałem tureckie słowa.Po chwili jakiś klient zapytał mnie o co chodzi , wyszedł na zewnątrz i pokazał nam drogę powrotną. Do pensjonatu dojechaliśmy 2 godziny po innych członkach brygady.
- Coście tak długo robili ? Spytał  Jakob gdy otwierałem drzwi do pokoju.
- Zwiedzali - stwierdził Krzysiek.

Był już późno więc telefon do domu w sprawie pieczątki odłożyłem na następny dzień. Szybko coś zjeść i spać pomyślałem gdy w końcu usiadłem na łóżku.

niedziela, 3 lutego 2013

Praca na budowie - Niemcy


Budynek miał powstać w na dość wąskiej parceli , w jednej z ciasnych uliczek typowego bawarskiego małego miasteczka. Parcela ta znajdowała się pomiędzy budynkami z muru pruskiego. Jakob postawił samochód obok budowlanej toalety i zaczęliśmy rytuał. Najpierw Najlepsza papa niemiecka na specjalnym kleju została przyklejona do fundamentu który był bliźniaczo podobny do tego z poprzedniej budowie. Gdy papa była przyklejona , zaczęliśmy znaczyć obrys budynku. W między czasie dojechał dźwig i operator zaczął przygotowywać go do pracy , mieliśmy więc chwilę luzu. Było już po ósmej zadzwoniłem więc do domu.
- Mama ?
- Tak
- Wyślij mi pieczątkę firmową bo nie mogę wystawić faktury za pierwszy tydzień, a ten typ u którego robimy nie zapłaci mi bez faktury
- A gdzie ona jest  ?
- W szufladzie biurka .
- I gdzie ci to wysłać ?
- Zapisuj . Bahnhofstrasse 2 - Be- a -ha-en-ha-of ... - W tym momencie do rozmowy włączył się dźwig, który rozkładał podpory -Wruuuuuuuuuum
- Jak to było ?- dopytywała się mama , której silnik dzwigu zagłuszył rozowę.
- Napisz tak Bah - n-hof- stras- se - Wrrrrrruuuuummmm znowu dzwig przerwał rozmowę.
- Mam bahn-hof-strase- powiedziała mama
- Dobrze tylko dwa razy s, nr 2. Miejscowość nazywa Stock - Wrrrrruuummmm , łuuułuuuu, łuuuuu,
- Jak ?
- Sztokhaijm , STO -CK - Wruuuuuummm łułułu  , wrummmm łu łu łu.....
- Dobra muszę wracać do pracy, dźwig się już rozłożył , Zadzwonię później cześć.

niedziela, 27 stycznia 2013

Niemiecki kod pocztowy

Nasz szef tym razem wynajął dla nas pokoje w prawdziwym pensjonacie. Był to dom zbudowany w  technologii muru pruskiego. Budynek miał ze 150 lat, ale zachował się w dość dobrym stanie. Kilka minut po piątej zaczął się ruch w pokojach. Wszyscy rzucili się do toalety bowiem na piętrze była tylko jedna. Po odczekaniu  dłuższej chwili wszedłem do środka. W toalecie oprócz muszli klozetowej znajdowała się kabina prysznicowa, umywalka  , a całość była czysta i schludna można nawet powiedzieć że przytulna.

Śniadanie było wliczone w cenę pokoju , więc mogłem przynajmniej rano nie wyciągać konserw.
Po śniadaniu przypomniałem sobie, że muszę jak najszybciej otrzymać firmową pieczątkę abt wystawić fakturę.
- Ich brauche schicken ein paket aus Polen. Wie ist hier adress ? - spytałem właściciela pensjonatu, ten podał  adres , który zapisałem na serwetce . Da pewności poprosiłem, żeby powtórzył kod pocztowy. Po zapisaniu adresu pobiegłem do samochodu w którym już wszyscy czekali na mnie. Furgonetka Gerharda miała tylko 3 miejsca więc pojechaliśmy na plac budowy moim Cinquecento. Ciasne uliczki miasteczka zabudowane były większości starymi budynkami z muru pruskiego. Wyjechaliśmy z miasteczka i pojechaliśmy o sąsiedniego . Za oknem pojawiały się ogromne traktory wykonujące prace polowe, jakaś stadnina koni. Wjechaliśmy do kolejnego miasteczka , co jakiś czas można było zauważyć polskie tablice rejestracyjne na samochodach zaparkowanych przy ciasnych uliczkach. W końcu po dość skomplikowanej trasie dojechaliśmy na plac budowy.



sobota, 26 stycznia 2013

Pensjonat w Bawarii

Gerhard pojechał do domu już w sobotę,  powierzając samochód Jakobowi, a ten korzystając z okazji wywiózł połowę materiałów z budowy do Polski. Minęło południe, a my z Krzyśkiem nadal czekaliśmy na powrót Jakoba. Torby gotowe do odjazdu stały w bagażniku Cinquecento już od rana. Nerwowo przechadzaliśmy się do pokoju, to znowu do samochodu.  W końcu na parkingu pojawił się biały bus.
W busie był także Marek, który zostawił samochód u Jakoba na posesji.
- Jak było w Polsce ? -  spytałem gdy zobaczyłem znajomą twarz Marka
- Kiepsko , do domu dojechałem o 23. , pyknąłem raz starą , na drugi raz nie miałem siły, rano o 6. pobudka i z powrotem - streścił Marek
- To jednym słowem opłaciło się- wrzucił Krzysiek
- Jak cholera.- zamkną temat Marek
Koledzy załadowali bagaże do busa. Jakob wpisał w nawigację cel podróży  i dał po garach a my z Krzyśkiem goniliśmy za nimi ile ,,Czintek`` miał sił. Auto, choć najlepsze lata miało już za sobą, dzielnie goniło za uciekającym WV Transporterem . Droga prowadziła nas na południe do Bawarii. Do miasteczka na uboczu dojechaliśmy koło 22. Pierwszy do pensjonatu wszedł Jakob gdyż on jako jedyny mówiący językiem obcym miał załatwić klucze do pokojów.  Podczas gdy my z Krzyśkiem wyładowywaliśmy ciężkie torby z prowiantem oni byli już w pensjonacie. Otwierałem już drzwi pokoju gdy zza pleców pojawił się Jakob, wyrwał mi klucz i powiedział .
- Ten pokój jest nasz, wy spicie obok.
- Przecież przed chwilą dałeś mi ten klucz - powiedziałem z niedowierzaniem
- Ale zmieniłem zdanie. Wasz pokój jest obok. Jasne ?
- No dobra- powiedziałem i poszedłem do pokoju wskazanego przez Jakoba. Otworzyłem drzwi i powód zamiany pokoi stał się oczywisty. Na środku pokoju stało łoże małżeńskie.
- Wiesz, że jutro wstajemy o piątej ? - powiedział Krzysiek gdy wszedł do pokoju.
- I tak się nie wyśpię . żeby się wyspać powinienem od godziny leżeć w łóżku , a ja jeszcze nic nie jadłem.
Wyciągnąłem puszkę gulaszu angielskiego i zjadłem  z chlebem. Potem odwiedziłem toaletę i położyłem się spać z obcym chłopem w jednym łóżku.



sobota, 12 stycznia 2013

Atrakcje w Berlinie

Gdy wróciłem kolegi nie było w  pokoju. Przeszukałem swoje torby w poszukiwaniu przyborów toaletowych.

- Spakowałem cała masę niepotrzebnych rzeczy - powiedziałem sam do siebie na widok dwóch dużych toreb i kliku mniejszych.  - Następnym razem połowę tego zostawię w domu.

Najcięższy bagaż w mojej kolekcji stanowiła torba z miesięcznym zapasem gulaszu angielskiego w konserwach, która gwarantowała mi  możliwość przetrwania nawet w najtrudniejszych warunkach wojny. W końcu trafiłem na ręcznik kąpielowy , mydło  i szampon. Zamknąłem drzwi pokoju i udałem się do łaźni.

Cały budynek hotelu robotniczego był atrakcją i swego rodzaju lekcją historii. Zbudowany dla budowniczych pobliskiego osiedla stanowił ucieleśnienie socrealizmu. Małe pokoje, wspólna świetlica , wspólna kuchnia , wspólne toalety posiadały wszystko to co niezbędne. Jednocześnie siermiężna forma pozbawiona jakiejkolwiek estetyki była tania i praktyczna.  Łaźnia w pensjonacie zachowała klasyczną formę wystroju wnętrz  z czasów świetności NRD.  Od czasów Honekera tej harmonii formy i użyteczności nie zakłócił ani jeden zbędny detal. Za drzwiami do łaźni znajdowało się dosyć duże pomieszczenie , wyłożone białymi płytkami ceramicznymi . Tuż przy wejściu zamontowane były  umywalki a przez środek pomieszczenia przebiegał murek do pasa, który miał zapewne zapewnić intymność użytkownikom łaźni oraz stanowił swego rodzaju półkę. Osoba, która zapragnęła wziąć prysznic stawała za murkiem rozbierała się w towarzystwie innych gości hotelowych , wieszała rzeczy na murku i wchodziła do jednej z czerech betonowych kabin , również pokrytych płytkami  w stosownym kolorze , zasuwając za sobą plastikową zasłonkę. Obiekt ten  powinien być chroniony przez konserwatora zabytków jako rzadki już przykład idei socjalistycznej gdzie kierownik fabryki i zwykły robotnik mógł się na własne oczy przekonać że niczym się od siebie nie różnią. Całość wnętrza dopełniały nieszczelne okna, które zimą zapewniały użytkownikom pomieszczenia niezapomniane wrażenia. Przez jakiś czas czekałem aż ktoś opuści kabinę , aż końcu wszedłem do środka. Z zachwytem stwierdziłem, że zachowała się nawet oryginalna armatura wewnątrz kabiny.



wtorek, 8 stycznia 2013

Kuchnia niemiecka charakterystyka

Było dosyć wcześnie gdy dojechaliśmy do pensjonatu. Jakob zapakował materiały z budowy do swojego samochodu i pojechał do domu . Mieszkał w  Zgorzelcu więc , do domu miał klika godzin drogi autostradą, właściwie dziwne by było gdyby na weekendy nie jeździł do domu. Marek także zapakował się i pojechał choć on mieszkał w Krakowie. My z Krzyśkiem mieszkaliśmy w głębi kraju .

- Szkoda kasy na takie podróże - powiedział Krzysiek gdy szykował makaron na spaghetti.

Ponieważ ja nie miałem zielonego pojęcia o gotowaniu to Krzysiek gotował wykorzystując zapasy konserw, które przywiozłem z Polski. Gulasz angielski królował jako podstawa naszych posiłków, za to odmian było kilka. Gulasz z kaszą na ciepło , gulasz z chlebem na zimno , zapiekana w bułce z gulaszem angielskim , spaghetti z gulaszu angielskiego. Wszystkie te potrawy smakowały mniej więcej tak samo,ale po pracy byłem tak głodny , że nie zastanawiałem się nad niuansami sztuki kulinarnej.

- Dobrze że mamy keczup i piwo , bo inaczej trudno by było to zjeść - powiedziałem do Krzyśka gdy połknąłem pierwszy kęs spaghetti ,które smakowało niczym mydło.
- Jak ci nie smakuje, nie jedz -oburzył się Krzysiek- Możesz sam sobie gotować.
- Nie.... nie.... ! Smakuje ! Mniam !  Mniam !
- Po obiedzie muszę się wykąpać . 
- Chyba jest tu jakaś łazienka ?
- Za kuchnią są prysznice , ale tam nie byłem , bo nigdy nie było czasu.
- Ja muszę zadzwonić do domu żeby pieczątkę mi wysłali , tylko nie wiem na jaki adres.
- Ja też muszę pogadać z żoną . 
- Wieczorem pójdziemy do kafei internetowej.

Krzysiek wyciągał ręczniki i mydło gdy poszedłem umyć naczynia.W parterowym baraku robotniczym przerobionym na ,,Hotel" były długie ciemne korytarze . Po drodze mijałem innych lokatorów wymieniając niemieckie pozdrowienie ,,Hallo". Kuchnia posiadała wszystko co posiadać powinna. Oprócz szafek, zlewu i kuchenki elektrycznej z wyłącznikiem czasowym, na wypadek gdyby ktoś zapomniał ją wyłączyć , wyposażona była także rogówkę i stół. Znalazłem na zlewie butelkę z płynem do mycia naczyń i zabrałem się do roboty.

sobota, 5 stycznia 2013

Zarobki w Niemczech na budowie 2013

Do pensjonatu jechałem z mieszanymi uczuciami. Czułem się jakbym oszukał sympatycznych ludzi , z drugiej jednak strony wykonawcą budowy był Gerhard , a ja tylko wykonywałem polecenia.Spojrzałem w okno . Po drodze mijaliśmy domy jednorodzinne przedmieść Berlina.

- Nie ma się czym przejmować - przerwał ciszę Jakob-  Gerhard dał im upust i oni sami sobie resztę wykończą.
- Kiedy dostaniemy kasę za tę robotę ? - Spytał Krzysiek
- Jak tylko wystawicie rachunek na 650 Euro
- Jak to 650 Euro , tyraliśmy po 12-14 godzin dziennie  zrobiliśmy 69 godzin  razy 16,50 to powinno wyjść jakieś...1100 Euro .
- Nie zapominaj że budowy nie skończyliśmy i Gerhard musiał dać upust.
- A to oszust , mam dostawać stawkę godzinową 16,50 Euro - Takie warunki przedstawiał pośrednik. On daje upusty z mojej kieszeni !!
- To się następnym razem spręż , mamy  robić dom w tydzień.
- Ja swoje zrobię jak nie będziesz mi wiecznie przeszkadzał . Romek podaj młotek , przynieś wkrętarkę , przynieś śruby.Sam sobie noś narzędzia . Ja następnym razem robię swoje i tylko swoje.
- Osz kutwa ! - wrzasnął Jakob, gdy błysnął żółty flesz fotoradaru. - Cały tydzień tędy jeżdżę i nie było tu żadnego radaru.  Gdzie to jest ??? - tłukł w złości pięścią w kierownicę , zatrzymał samochód i cofnął 50 metrów. Fotoradar wisiał na drzewie.
- Jeszcze wczoraj go tu nie było - stwierdził Krzysiek
- Ciekawe ile teraz zapłacę mandatu - mamrotał pod nosem Jakob.

Po chwili pojechaliśmy w dalszą drogę, w milczeniu. Po jakimś czasie odezwał się Marek.

- Chłopaki macie formularze ,,Faktura VAT'' ?
- Nie - odpowiedziałem -Zapomniałem też pieczątki,  jak ja teraz wystawię fakturę ?
- Bez faktury nie dostaniesz ani centa - wyjaśnił Jakob.
- Formularze mogę ci odpalić , ale pieczątka to twój problem. - powiedział Marek


czwartek, 3 stycznia 2013

Żadne skończymy

Następnego dnia pogoda była jeszcze gorsza.Na budowie przywitały nas  kałuże wody. Woda lała się do środka nie tylko z góry ale przesiąkała przez ściany przy podłodze gdyż fundament był wylany równo z gruntem. Oprócz sufitów gipsowych, których w tej sytuacji nie mogliśmy skończyć , wykonaliśmy jeszcze całą masę prac wykończeniowych.
- Od poniedziałku ma przestać lać , skończymy to poddasze i po krzyku - powiedziałem do Jakoba
- Żadne skończymy ! Kończymy dzisiaj - powiedział Jakob- jutro jedziemy gdzie indziej.
- A kto to skończy ?
- Nie wiem i szczerze mówiąc nic mnie to nie obchodzi. 
- A ta woda w środku ?
- A co ja mogę zrobić ? Mam łaty przyklejać czy co ? Żal mi tej laski nie powinno się tak lać. Ale nic na to nie poradzę .

W końcu pojawił  się Gerhard z właścicielką i nożem do wełny. Zademonstrował jak należy ocieplić poddasze i znowu zniknął . My tymczasem robiliśmy deski czołowe na dachu .  W pile motorowej łańcuch był już strasznie tępy, zresztą paliwo się skończyło, więc docinać łaty musieliśmy piłką elektryczną na polu w czasie deszczu. 

- Ta piła to jakaś dziwna jest -powiedziałem gdy otrzymałem ręczną pilarkę tarczową -  To chyba piła dla mańkutów silnik mi zasłania widok. Nic nie widzę jak tnę.
- Jest jaka jest- syknął Jakob- nie kupię ci nowej piły więc się zabieraj do roboty ,to jedyna piła jaka tu jeszcze chodzi.

Po zamontowaniu desek wykończeniowych zleźliśmy z dachu przemoczeni i zmarznięci.
- Ty poprzykręcaj klamki - powiedział do Krzyśka - a Ty Romek zbieraj graty. Gwoździe, taśmy i inne materiały połowę tu zostawiamy a drugą do auta.

Właśnie skończyłem ładować samochód zabrałem się za zamiatanie podłogi gdy przez drzwi balkonowe Jakob ujrzał kierownika budowy . Jakob wyrwał mi  miotłę  i jednym ruchem rozsypał kupę piasku na kałuży  pod ścianą maskując w ten sposób problem. Kierownik nie zwrócił na to uwagi i udał się prosto na poddasze. Czekaliśmy jakiś czas w samochodzie, gdy Jakob coś rozmawiał jeszcze z kierownikiem.
W końcu opuściliśmy plac budowy i udaliśmy się do pensjonatu.