poniedziałek, 25 lutego 2013

Duża brecha

W drodze na piętro naszej budowy Marek przypomniał mi o brakującej pieczątce.
- Jak potrzebujesz te formularze na fakturę to mam je w pokoju. Ja już rachunek wystawiłem.
- Dzięki ! -odpowiedziałem- Cholera zapomniałem zadzwonić wczoraj o domu żeby podać adres na jaki mają mi wysłać pieczątkę  ...
- Lepiej wyślij esemesa to może szybciej odczytają.- poradził Marek
- Dobry pomysł , wczoraj w tym hałasie nie umiałem się dogadać przez telefon.
Poszedłem na koniec budynku, żeby w spokoju wystukać adres i zadzwonić do domu.  Tymczasem na budowie pojawił się Gerhard i także pomagał przy montażu. Montaż piętra przebiegał zgodnie z planem. uszczelka, ściana tylna, boczna,działowa ,druga działowa. W pewnym momencie trzeba było ustawić ściany bo podczas montażu uciekły nieco z winkla. Jakob zauważył, że  Krzysiek właśnie zlazł  naczepy i poszedł po wodę, postanowił więc go wykorzystać.

- Krzysiek rzuć tu brechę na piętro !
- Którą ?
- Tą dużą czerwoną długą na metr pięćdziesiąt.

Całe piętro było już przykryte płytami stropowymi więc wrzucenie brechy na piętro było proste .Tylko w miejscu klatki schodowej nie było stropu bo miały tam stanąć schody. Przypadkiem Krzysiek właśnie to miejsce wybrał aby wrzucić ogromny łom na piętro.Pchnięty z duża siłą ciężki Łom poszybował niczym oszczep ponad ścianą parteru i zamiast wylądować na podłodze pierwszego piętra pofrunął dalej na parter mijając głowę Gerharda , który właśnie wszedł do pomieszczenia. Gerhardowi słabo się zrobiło i gdy zdał sobie sprawę jak blisko było od poważnego wypadku. Wyszedł z pomieszczenia i bez słowa siadł na płytach gipsowych .

- Co ty kutwa robisz !! - wrzasnął Jakob - przecież mogłeś go zabić.
- Sam kazałeś mi wrzucić łom na piętro ! - bronił się Krzysiek - nie wiedziałem, że tam nie ma podłogi !
Krzysiek podszedł do szefa.
Entschuldigung , entschuldigung , entschuldigung  - powtarzał jak mantrę żeby wyrazić że nie planował zamachu na życie szefa. Ten gdy w końcu wstał, włożył swój kask i już się z nim nie rozstawał.




czwartek, 21 lutego 2013

Dieta Jakoba

Śniadanie rozpoczęło się o piątej trzydzieści. Dla właściciela pensjonatu była to pora stanowczo za wczesna. Co chwila ziewał gdy przynosił wędliny, żółty ser,bułki, masło, dżem,  herbatę i kawę. Jakob zjadł bułeczkę popił kawą i stanął w drzwiach czekając na nas nerwowo. W pośpiechu skończyliśmy jeść i udaliśmy się do pokojów po torby ze śniadaniem do pracy.
- Widziałeś coś takiego ?- spytał w pokoju Krzysiek gdy szykowaliśmy się do wyjścia - Zjadł jedną bułeczkę cały dzień zapiepszania, a Jakob je jedną bułkę !
- Drugą zje w robocie - powiedziałem
- I co , 13 godzin na 2 bułkach i kawie dałbyś radę ? - dociekał
- Nie wiem - wsadziłem klucz do zamka i zamknąłem drzwi- Może Jakob jest na diecie.

Szybkim krokiem dotarliśmy do białego busa , gdzie Jakob z kwaśną miną przywitał nas gorąco.
- Panienki to długo jeszcze będą się stroić ?
- Czego chcesz ? Mamy jeszcze pół godziny i zdążymy z palcem w nosie - odparłem.
- Wsiadać nie gadać - uciął Jakob.
Aby kolejny raz nie zgubić trasy, wszyscy pojechaliśmy busem Gerharda. Bus miał 3 miejsca, więc Krzysiek pojechał w budzie z tyłu siedząc na papie.

Jakob prowadził samochód komentując co chwilę sytuację na drodze.
-Widziałeś tam po prawej na parkingu ? Polaczki. Pełno ich tutaj. Pracuję tu już dwadzieścia lat i nigdy ich tu tyle nie było.
- Dziwisz się -Wtrącił Marek-  przecież można już legalnie pracować w Niemczech.

W radiu niemieckie przeboje przerywane były wiadomościami , to znowu leciała muzyka. Położyłem wygodnie głowę i usnąłem. Już po chwili dojechaliśmy na miejsce. Ogromne L.K.W-e stało już na drodze koło placu budowy czekając na rozładunek.

Wypad  strzelcy ! - wrzasnął Jakob - do roboty.

czwartek, 14 lutego 2013

Po pracy

Tym razem robota posuwała się sprawniej, każdy wiedział co robić nie trzeba było czekać, aż szef przypomni sobie co tak właściwie mamy robić. Budynek też był prosty bez ganków i innych udziwnień. Aby jak najszybciej zwolnić dźwig znowu pracowaliśmy do późna.  W drodze powrotnej biały transporter gdzieś się zapodział.

- I gdzie teraz ? - spytał Krzysiek - gdy dojechaliśmy do ronda.
- To miasteczko mijaliśmy po drodze, pamiętam tu w lewo. - przypominałem z coraz większym trudem drogę powrotną.
- A teraz ? - Spytał na kolejny skrzyżowaniu.
- Chyba prosto...

Zrobiło się ciemno i okazało się, że zupełnie zgubiliśmy drogę.
- Gdzie ja kurna jestem ? Gdzieś ty mnie wywiózł ? - zaczął panikować Krzysiek
- Spokojnie, zatrzymaj się koło tej knajpy, zaraz spytam o drogę. - Uspakajałem.

Wszedłem do  tureckiej restauracji , podszedłem do barmana i powiedziałem mu po niemiecku, że szukam drogi do Stockheim. W odpowiedzi usłyszałem nie zrozumiałem tureckie słowa.Po chwili jakiś klient zapytał mnie o co chodzi , wyszedł na zewnątrz i pokazał nam drogę powrotną. Do pensjonatu dojechaliśmy 2 godziny po innych członkach brygady.
- Coście tak długo robili ? Spytał  Jakob gdy otwierałem drzwi do pokoju.
- Zwiedzali - stwierdził Krzysiek.

Był już późno więc telefon do domu w sprawie pieczątki odłożyłem na następny dzień. Szybko coś zjeść i spać pomyślałem gdy w końcu usiadłem na łóżku.

niedziela, 3 lutego 2013

Praca na budowie - Niemcy


Budynek miał powstać w na dość wąskiej parceli , w jednej z ciasnych uliczek typowego bawarskiego małego miasteczka. Parcela ta znajdowała się pomiędzy budynkami z muru pruskiego. Jakob postawił samochód obok budowlanej toalety i zaczęliśmy rytuał. Najpierw Najlepsza papa niemiecka na specjalnym kleju została przyklejona do fundamentu który był bliźniaczo podobny do tego z poprzedniej budowie. Gdy papa była przyklejona , zaczęliśmy znaczyć obrys budynku. W między czasie dojechał dźwig i operator zaczął przygotowywać go do pracy , mieliśmy więc chwilę luzu. Było już po ósmej zadzwoniłem więc do domu.
- Mama ?
- Tak
- Wyślij mi pieczątkę firmową bo nie mogę wystawić faktury za pierwszy tydzień, a ten typ u którego robimy nie zapłaci mi bez faktury
- A gdzie ona jest  ?
- W szufladzie biurka .
- I gdzie ci to wysłać ?
- Zapisuj . Bahnhofstrasse 2 - Be- a -ha-en-ha-of ... - W tym momencie do rozmowy włączył się dźwig, który rozkładał podpory -Wruuuuuuuuuum
- Jak to było ?- dopytywała się mama , której silnik dzwigu zagłuszył rozowę.
- Napisz tak Bah - n-hof- stras- se - Wrrrrrruuuuummmm znowu dzwig przerwał rozmowę.
- Mam bahn-hof-strase- powiedziała mama
- Dobrze tylko dwa razy s, nr 2. Miejscowość nazywa Stock - Wrrrrruuummmm , łuuułuuuu, łuuuuu,
- Jak ?
- Sztokhaijm , STO -CK - Wruuuuuummm łułułu  , wrummmm łu łu łu.....
- Dobra muszę wracać do pracy, dźwig się już rozłożył , Zadzwonię później cześć.