- Od poniedziałku ma przestać lać , skończymy to poddasze i po krzyku - powiedziałem do Jakoba
- Żadne skończymy ! Kończymy dzisiaj - powiedział Jakob- jutro jedziemy gdzie indziej.
- A kto to skończy ?
- Nie wiem i szczerze mówiąc nic mnie to nie obchodzi.
- A ta woda w środku ?
- A co ja mogę zrobić ? Mam łaty przyklejać czy co ? Żal mi tej laski nie powinno się tak lać. Ale nic na to nie poradzę .
W końcu pojawił się Gerhard z właścicielką i nożem do wełny. Zademonstrował jak należy ocieplić poddasze i znowu zniknął . My tymczasem robiliśmy deski czołowe na dachu . W pile motorowej łańcuch był już strasznie tępy, zresztą paliwo się skończyło, więc docinać łaty musieliśmy piłką elektryczną na polu w czasie deszczu.
- Ta piła to jakaś dziwna jest -powiedziałem gdy otrzymałem ręczną pilarkę tarczową - To chyba piła dla mańkutów silnik mi zasłania widok. Nic nie widzę jak tnę.
- Jest jaka jest- syknął Jakob- nie kupię ci nowej piły więc się zabieraj do roboty ,to jedyna piła jaka tu jeszcze chodzi.
Po zamontowaniu desek wykończeniowych zleźliśmy z dachu przemoczeni i zmarznięci.
- Ty poprzykręcaj klamki - powiedział do Krzyśka - a Ty Romek zbieraj graty. Gwoździe, taśmy i inne materiały połowę tu zostawiamy a drugą do auta.
Właśnie skończyłem ładować samochód zabrałem się za zamiatanie podłogi gdy przez drzwi balkonowe Jakob ujrzał kierownika budowy . Jakob wyrwał mi miotłę i jednym ruchem rozsypał kupę piasku na kałuży pod ścianą maskując w ten sposób problem. Kierownik nie zwrócił na to uwagi i udał się prosto na poddasze. Czekaliśmy jakiś czas w samochodzie, gdy Jakob coś rozmawiał jeszcze z kierownikiem.
W końcu opuściliśmy plac budowy i udaliśmy się do pensjonatu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz