niedziela, 27 stycznia 2013

Niemiecki kod pocztowy

Nasz szef tym razem wynajął dla nas pokoje w prawdziwym pensjonacie. Był to dom zbudowany w  technologii muru pruskiego. Budynek miał ze 150 lat, ale zachował się w dość dobrym stanie. Kilka minut po piątej zaczął się ruch w pokojach. Wszyscy rzucili się do toalety bowiem na piętrze była tylko jedna. Po odczekaniu  dłuższej chwili wszedłem do środka. W toalecie oprócz muszli klozetowej znajdowała się kabina prysznicowa, umywalka  , a całość była czysta i schludna można nawet powiedzieć że przytulna.

Śniadanie było wliczone w cenę pokoju , więc mogłem przynajmniej rano nie wyciągać konserw.
Po śniadaniu przypomniałem sobie, że muszę jak najszybciej otrzymać firmową pieczątkę abt wystawić fakturę.
- Ich brauche schicken ein paket aus Polen. Wie ist hier adress ? - spytałem właściciela pensjonatu, ten podał  adres , który zapisałem na serwetce . Da pewności poprosiłem, żeby powtórzył kod pocztowy. Po zapisaniu adresu pobiegłem do samochodu w którym już wszyscy czekali na mnie. Furgonetka Gerharda miała tylko 3 miejsca więc pojechaliśmy na plac budowy moim Cinquecento. Ciasne uliczki miasteczka zabudowane były większości starymi budynkami z muru pruskiego. Wyjechaliśmy z miasteczka i pojechaliśmy o sąsiedniego . Za oknem pojawiały się ogromne traktory wykonujące prace polowe, jakaś stadnina koni. Wjechaliśmy do kolejnego miasteczka , co jakiś czas można było zauważyć polskie tablice rejestracyjne na samochodach zaparkowanych przy ciasnych uliczkach. W końcu po dość skomplikowanej trasie dojechaliśmy na plac budowy.



sobota, 26 stycznia 2013

Pensjonat w Bawarii

Gerhard pojechał do domu już w sobotę,  powierzając samochód Jakobowi, a ten korzystając z okazji wywiózł połowę materiałów z budowy do Polski. Minęło południe, a my z Krzyśkiem nadal czekaliśmy na powrót Jakoba. Torby gotowe do odjazdu stały w bagażniku Cinquecento już od rana. Nerwowo przechadzaliśmy się do pokoju, to znowu do samochodu.  W końcu na parkingu pojawił się biały bus.
W busie był także Marek, który zostawił samochód u Jakoba na posesji.
- Jak było w Polsce ? -  spytałem gdy zobaczyłem znajomą twarz Marka
- Kiepsko , do domu dojechałem o 23. , pyknąłem raz starą , na drugi raz nie miałem siły, rano o 6. pobudka i z powrotem - streścił Marek
- To jednym słowem opłaciło się- wrzucił Krzysiek
- Jak cholera.- zamkną temat Marek
Koledzy załadowali bagaże do busa. Jakob wpisał w nawigację cel podróży  i dał po garach a my z Krzyśkiem goniliśmy za nimi ile ,,Czintek`` miał sił. Auto, choć najlepsze lata miało już za sobą, dzielnie goniło za uciekającym WV Transporterem . Droga prowadziła nas na południe do Bawarii. Do miasteczka na uboczu dojechaliśmy koło 22. Pierwszy do pensjonatu wszedł Jakob gdyż on jako jedyny mówiący językiem obcym miał załatwić klucze do pokojów.  Podczas gdy my z Krzyśkiem wyładowywaliśmy ciężkie torby z prowiantem oni byli już w pensjonacie. Otwierałem już drzwi pokoju gdy zza pleców pojawił się Jakob, wyrwał mi klucz i powiedział .
- Ten pokój jest nasz, wy spicie obok.
- Przecież przed chwilą dałeś mi ten klucz - powiedziałem z niedowierzaniem
- Ale zmieniłem zdanie. Wasz pokój jest obok. Jasne ?
- No dobra- powiedziałem i poszedłem do pokoju wskazanego przez Jakoba. Otworzyłem drzwi i powód zamiany pokoi stał się oczywisty. Na środku pokoju stało łoże małżeńskie.
- Wiesz, że jutro wstajemy o piątej ? - powiedział Krzysiek gdy wszedł do pokoju.
- I tak się nie wyśpię . żeby się wyspać powinienem od godziny leżeć w łóżku , a ja jeszcze nic nie jadłem.
Wyciągnąłem puszkę gulaszu angielskiego i zjadłem  z chlebem. Potem odwiedziłem toaletę i położyłem się spać z obcym chłopem w jednym łóżku.



sobota, 12 stycznia 2013

Atrakcje w Berlinie

Gdy wróciłem kolegi nie było w  pokoju. Przeszukałem swoje torby w poszukiwaniu przyborów toaletowych.

- Spakowałem cała masę niepotrzebnych rzeczy - powiedziałem sam do siebie na widok dwóch dużych toreb i kliku mniejszych.  - Następnym razem połowę tego zostawię w domu.

Najcięższy bagaż w mojej kolekcji stanowiła torba z miesięcznym zapasem gulaszu angielskiego w konserwach, która gwarantowała mi  możliwość przetrwania nawet w najtrudniejszych warunkach wojny. W końcu trafiłem na ręcznik kąpielowy , mydło  i szampon. Zamknąłem drzwi pokoju i udałem się do łaźni.

Cały budynek hotelu robotniczego był atrakcją i swego rodzaju lekcją historii. Zbudowany dla budowniczych pobliskiego osiedla stanowił ucieleśnienie socrealizmu. Małe pokoje, wspólna świetlica , wspólna kuchnia , wspólne toalety posiadały wszystko to co niezbędne. Jednocześnie siermiężna forma pozbawiona jakiejkolwiek estetyki była tania i praktyczna.  Łaźnia w pensjonacie zachowała klasyczną formę wystroju wnętrz  z czasów świetności NRD.  Od czasów Honekera tej harmonii formy i użyteczności nie zakłócił ani jeden zbędny detal. Za drzwiami do łaźni znajdowało się dosyć duże pomieszczenie , wyłożone białymi płytkami ceramicznymi . Tuż przy wejściu zamontowane były  umywalki a przez środek pomieszczenia przebiegał murek do pasa, który miał zapewne zapewnić intymność użytkownikom łaźni oraz stanowił swego rodzaju półkę. Osoba, która zapragnęła wziąć prysznic stawała za murkiem rozbierała się w towarzystwie innych gości hotelowych , wieszała rzeczy na murku i wchodziła do jednej z czerech betonowych kabin , również pokrytych płytkami  w stosownym kolorze , zasuwając za sobą plastikową zasłonkę. Obiekt ten  powinien być chroniony przez konserwatora zabytków jako rzadki już przykład idei socjalistycznej gdzie kierownik fabryki i zwykły robotnik mógł się na własne oczy przekonać że niczym się od siebie nie różnią. Całość wnętrza dopełniały nieszczelne okna, które zimą zapewniały użytkownikom pomieszczenia niezapomniane wrażenia. Przez jakiś czas czekałem aż ktoś opuści kabinę , aż końcu wszedłem do środka. Z zachwytem stwierdziłem, że zachowała się nawet oryginalna armatura wewnątrz kabiny.



wtorek, 8 stycznia 2013

Kuchnia niemiecka charakterystyka

Było dosyć wcześnie gdy dojechaliśmy do pensjonatu. Jakob zapakował materiały z budowy do swojego samochodu i pojechał do domu . Mieszkał w  Zgorzelcu więc , do domu miał klika godzin drogi autostradą, właściwie dziwne by było gdyby na weekendy nie jeździł do domu. Marek także zapakował się i pojechał choć on mieszkał w Krakowie. My z Krzyśkiem mieszkaliśmy w głębi kraju .

- Szkoda kasy na takie podróże - powiedział Krzysiek gdy szykował makaron na spaghetti.

Ponieważ ja nie miałem zielonego pojęcia o gotowaniu to Krzysiek gotował wykorzystując zapasy konserw, które przywiozłem z Polski. Gulasz angielski królował jako podstawa naszych posiłków, za to odmian było kilka. Gulasz z kaszą na ciepło , gulasz z chlebem na zimno , zapiekana w bułce z gulaszem angielskim , spaghetti z gulaszu angielskiego. Wszystkie te potrawy smakowały mniej więcej tak samo,ale po pracy byłem tak głodny , że nie zastanawiałem się nad niuansami sztuki kulinarnej.

- Dobrze że mamy keczup i piwo , bo inaczej trudno by było to zjeść - powiedziałem do Krzyśka gdy połknąłem pierwszy kęs spaghetti ,które smakowało niczym mydło.
- Jak ci nie smakuje, nie jedz -oburzył się Krzysiek- Możesz sam sobie gotować.
- Nie.... nie.... ! Smakuje ! Mniam !  Mniam !
- Po obiedzie muszę się wykąpać . 
- Chyba jest tu jakaś łazienka ?
- Za kuchnią są prysznice , ale tam nie byłem , bo nigdy nie było czasu.
- Ja muszę zadzwonić do domu żeby pieczątkę mi wysłali , tylko nie wiem na jaki adres.
- Ja też muszę pogadać z żoną . 
- Wieczorem pójdziemy do kafei internetowej.

Krzysiek wyciągał ręczniki i mydło gdy poszedłem umyć naczynia.W parterowym baraku robotniczym przerobionym na ,,Hotel" były długie ciemne korytarze . Po drodze mijałem innych lokatorów wymieniając niemieckie pozdrowienie ,,Hallo". Kuchnia posiadała wszystko co posiadać powinna. Oprócz szafek, zlewu i kuchenki elektrycznej z wyłącznikiem czasowym, na wypadek gdyby ktoś zapomniał ją wyłączyć , wyposażona była także rogówkę i stół. Znalazłem na zlewie butelkę z płynem do mycia naczyń i zabrałem się do roboty.

sobota, 5 stycznia 2013

Zarobki w Niemczech na budowie 2013

Do pensjonatu jechałem z mieszanymi uczuciami. Czułem się jakbym oszukał sympatycznych ludzi , z drugiej jednak strony wykonawcą budowy był Gerhard , a ja tylko wykonywałem polecenia.Spojrzałem w okno . Po drodze mijaliśmy domy jednorodzinne przedmieść Berlina.

- Nie ma się czym przejmować - przerwał ciszę Jakob-  Gerhard dał im upust i oni sami sobie resztę wykończą.
- Kiedy dostaniemy kasę za tę robotę ? - Spytał Krzysiek
- Jak tylko wystawicie rachunek na 650 Euro
- Jak to 650 Euro , tyraliśmy po 12-14 godzin dziennie  zrobiliśmy 69 godzin  razy 16,50 to powinno wyjść jakieś...1100 Euro .
- Nie zapominaj że budowy nie skończyliśmy i Gerhard musiał dać upust.
- A to oszust , mam dostawać stawkę godzinową 16,50 Euro - Takie warunki przedstawiał pośrednik. On daje upusty z mojej kieszeni !!
- To się następnym razem spręż , mamy  robić dom w tydzień.
- Ja swoje zrobię jak nie będziesz mi wiecznie przeszkadzał . Romek podaj młotek , przynieś wkrętarkę , przynieś śruby.Sam sobie noś narzędzia . Ja następnym razem robię swoje i tylko swoje.
- Osz kutwa ! - wrzasnął Jakob, gdy błysnął żółty flesz fotoradaru. - Cały tydzień tędy jeżdżę i nie było tu żadnego radaru.  Gdzie to jest ??? - tłukł w złości pięścią w kierownicę , zatrzymał samochód i cofnął 50 metrów. Fotoradar wisiał na drzewie.
- Jeszcze wczoraj go tu nie było - stwierdził Krzysiek
- Ciekawe ile teraz zapłacę mandatu - mamrotał pod nosem Jakob.

Po chwili pojechaliśmy w dalszą drogę, w milczeniu. Po jakimś czasie odezwał się Marek.

- Chłopaki macie formularze ,,Faktura VAT'' ?
- Nie - odpowiedziałem -Zapomniałem też pieczątki,  jak ja teraz wystawię fakturę ?
- Bez faktury nie dostaniesz ani centa - wyjaśnił Jakob.
- Formularze mogę ci odpalić , ale pieczątka to twój problem. - powiedział Marek


czwartek, 3 stycznia 2013

Żadne skończymy

Następnego dnia pogoda była jeszcze gorsza.Na budowie przywitały nas  kałuże wody. Woda lała się do środka nie tylko z góry ale przesiąkała przez ściany przy podłodze gdyż fundament był wylany równo z gruntem. Oprócz sufitów gipsowych, których w tej sytuacji nie mogliśmy skończyć , wykonaliśmy jeszcze całą masę prac wykończeniowych.
- Od poniedziałku ma przestać lać , skończymy to poddasze i po krzyku - powiedziałem do Jakoba
- Żadne skończymy ! Kończymy dzisiaj - powiedział Jakob- jutro jedziemy gdzie indziej.
- A kto to skończy ?
- Nie wiem i szczerze mówiąc nic mnie to nie obchodzi. 
- A ta woda w środku ?
- A co ja mogę zrobić ? Mam łaty przyklejać czy co ? Żal mi tej laski nie powinno się tak lać. Ale nic na to nie poradzę .

W końcu pojawił  się Gerhard z właścicielką i nożem do wełny. Zademonstrował jak należy ocieplić poddasze i znowu zniknął . My tymczasem robiliśmy deski czołowe na dachu .  W pile motorowej łańcuch był już strasznie tępy, zresztą paliwo się skończyło, więc docinać łaty musieliśmy piłką elektryczną na polu w czasie deszczu. 

- Ta piła to jakaś dziwna jest -powiedziałem gdy otrzymałem ręczną pilarkę tarczową -  To chyba piła dla mańkutów silnik mi zasłania widok. Nic nie widzę jak tnę.
- Jest jaka jest- syknął Jakob- nie kupię ci nowej piły więc się zabieraj do roboty ,to jedyna piła jaka tu jeszcze chodzi.

Po zamontowaniu desek wykończeniowych zleźliśmy z dachu przemoczeni i zmarznięci.
- Ty poprzykręcaj klamki - powiedział do Krzyśka - a Ty Romek zbieraj graty. Gwoździe, taśmy i inne materiały połowę tu zostawiamy a drugą do auta.

Właśnie skończyłem ładować samochód zabrałem się za zamiatanie podłogi gdy przez drzwi balkonowe Jakob ujrzał kierownika budowy . Jakob wyrwał mi  miotłę  i jednym ruchem rozsypał kupę piasku na kałuży  pod ścianą maskując w ten sposób problem. Kierownik nie zwrócił na to uwagi i udał się prosto na poddasze. Czekaliśmy jakiś czas w samochodzie, gdy Jakob coś rozmawiał jeszcze z kierownikiem.
W końcu opuściliśmy plac budowy i udaliśmy się do pensjonatu.